Kiedy w końcu udało mi się zajść w ciążę, byłam wniebowzięta. Miałam z tym problem przez ostatnie kilka lat i już zaczynałam się bać, że może jestem bezpłodna, więc kiedy w końcu zobaczyłam te upragnione dwie kreski na teście ciążowym, miałam ochotę skakać z radości. Od razu postanowiłam, że zadzwonię do mamy, bo wiedziałam, że ona jest moim największym kibicem w tym całym staraniu się o dziecko i że sama bardzo chciałaby już mieć wnuki. Kiedy tylko powiedziałam jej co się stało, bardzo się ucieszyła, ale zaraz po chwili ekscytacji, zaczęła zadawać mi całą masę pytań. I nie chodziło jej bynajmniej o to jak nazwę dziecko. Jedną z rzeczy, o które zapytała było: „Ciąża – co zamiast kofeiny?”. Mama wiedziała, że jestem uzależniona od kawy i że piję aż pięć kubków dziennie. Uświadomiła mi, że to jest niezdrowe nie tylko dla mnie, ale też dla dziecka. Nie wiedziałam co zrobić z tym fantem, bo oczywiście nie chciałam, żeby krzywda działa się mojemu maleństwu, ale z drugiej strony wiedziałam, że odstawienie kofeiny będzie dla mnie sporym wyzwaniem. Zaczęłam zastanawiać się, jakie mam alternatywy dla mojego uzależnienia. Pierwszym, co przyszło mi na myśl były napoje energetyczne, ale szybko wyrzuciłam to z głowy, bo wiedziałam, że to jest jeszcze gorsze od kawy. Nie dość, że ma sporo kofeiny, to jeszcze całą masę cukru. Nie dość, że to niezdrowe, to jeszcze miałam od tego przytyć. Co to, to nie! Wtedy przypomniało mi się, że kiedyś oglądałam program, w którym pani dietetyczka powiedziała, że kofeinę można łatwo zastąpić teiną i, że organizm nawet nie poczuje różnicy. Pamiętałam, że mówiła tam też, że jeżeli to smak kawy jest tym, co najbardziej lubimy, możemy po prostu zacząć pić bezkofeinową wersję. Pomyślałam, że to jest właśnie coś dla mnie i od razu pobiegłam do sklepu. Kupiłam kilka opakowań czarnej herbaty i kilka zielonej (zawsze wolałam tą zieloną, ale lubiłam też wypić czarną z mlekiem). Niestety nie znalazłam w sklepie kawy bez kofeiny, więc musiałam ją zamówić online.
